Architektura współcześnie.
- Szczegóły
- Opublikowano: piątek, 21, wrzesień 2012 21:34
- Magdalena Molenda
Zachwycając się architekturą drewnianą, ludową prostotą i wyjątkową troską o detal, doskonałymi proporcjami wiekowych obiektów, nie da się równocześnie nie dostrzec współczesnego budownictwa i trendów, które nimi rządzą. Jeśli rozejrzeć się wokół, to pierwsze co rzuca się w oczy to brak spójnej wizji, wszechobecny chaos i brzydota otaczającej nas przestrzeni. I zaraz później rodzi się pytanie skąd wzięła się u nas taka obojętność na urodę domów, miast, krajobrazów. I jak to zwykle u nas, nie ma winnych i odpowiedzialnych za taki stan rzeczy. Architekci obwiniają urbanistów, urbaniści krytykują samorządy, lokalni politycy i urzędnicy oskarżają inwestorów.
Jedno jest pewne i nie podlega dyskusji – to sprawujący władzę powinni zadbać o kształt przestrzeni publicznej. Bo kto inny może porządkować sprawy własności, kto dopilnuje przebiegu linii zabudowy, kto ma realny wpływ na planowanie przestrzeni? Z kolei architekci i urbaniści odpowiadają za formę, którą nadają oczekiwaniom inwestorów, nawet tych, którzy najlepiej wiedzą, co jest dla nich dobre i funkcjonalne. I choć to niełatwe muszą przeciwstawić się, gdy brak jest logiki, skali czy proporcji. Tylko mądrzy architekci mogą stawiać opór szarogęszącemu się bezguściu i tandecie, brzydocie oraz temu co szpetne i może zanieczyszczać krajobraz. To oni muszą u potencjalnego inwestora kształtować wyczucie estetyczne, a w razie potrzeby skutecznie utrudniać mu szpecenie otoczenia. Tylko zaangażowani architekci mogą powalczyć ze szpetotą, także tą ukrytą pod postacią pozornego piękna i kiczu.
Łatwo się na temat pisze…, w rzeczywistości niezbędne są do tego jasno sformułowane cele i narzędzia planowania. Przekonuje mnie w tej sprawie wypowiedź pana Czesława Bieleckiego (architekta, polityka i publicysty), że: „Istnieją dwa podstawowe cele planowania przestrzennego od kilkunastu lat niewymieniane w stosownych ustawach: pierwszy - zapobieganie rozpraszaniu zabudowy, i drugi - ochrona terenów otwartych. Są dwa podstawowe narzędzia planowania będące w wyłącznej gestii administracji publicznej: ograniczanie prawa własności przez sposób użytkowania i prawo zabudowy nieruchomości, której jest się właścicielem. Dalsze kwestie są już sprawą warsztatu, kuchni planistycznej i projektowej.”
A jak w tym temacie wygląda Żywiecczyzna? Pokolorowane bloczyska w moim mieście i pomazane sprayem blaszane garaże, a obok obiekty nad którymi dominują teatralne wieżyczki. Obok straszliwy stragan z warzywami, oklejony złuszczonymi billboardami market. Z centrum miasta powiatowego, które wygląda jak plac budowy wyjeżdżamy godzinę w korku jedyną, wąziutką drogą. A do znajomych na wieś jedziemy przez niekończący się teren zabudowany – pseudo dworkami, klockami i nieotynkowanymi stodołami. Tak, u nas też jest brzydko od tak dawna, że bardzo się do tego przyzwyczailiśmy. I u nas panuje bałagan zabudowy, brak odpowiedniego planowania, ignorowanie starej architektury, wieloletnie zaniedbania, tumiwisizm. Czy my to jeszcze zauważamy? Czy dostrzegamy to, że nasza przestrzeń publiczna woła o pomstę do nieba?
Jak widzi to miasto i jego współczesne budownictwo, jeden z miejscowych architektów, pan Marek Kluszczyński. „Dominuje lekceważenie przeszłości, brzydota i nijakość. Zaskakująco zróżnicowane poziomy okapów i kalenic wskazują na brak koncepcji "wysokości" miasta i ignorowanie starej architektury. Szokująco brzydkie dziwolągi dachów niespotykane w zabytkowych budowlach Żywca, teatralne wieżyczki, niezrozumiałe zróżnicowanie materiałów elewacyjnych, kalafonia zaskakujących kolorów, dziwactwo form zrobiły z tego miasta surrealistyczny i jarmarczny Disneyland. Dziwactwo formy i nadmierna dekoracyjność która ma zastąpić brak dobrej, przemyślanej i sensownej architektury. Skromnej, bo taka musi być w swej przeważającej większości architektura miasta. W mieście dziwolągów nie da się żyć. Miasto to nie wesołe miasteczko. Architektura to zestawienie tych samych form i elementów znanych od wieków. Problem w tym, że należy je zestawiać sensownie, nie wszystkie naraz i z uwzględnieniem reguł będących wypadkową kanonu estetycznego, ekonomicznego rozsądku oraz technicznych możliwości czasu, w którym żyjemy. Niestety w Żywcu z jakichś powodów nie przestrzega się tych elementarnych banalnie prostych reguł”.
I dalej czytamy: „Każde miasto zgodnie z ustawą posiada plan zagospodarowania przestrzennego zatwierdzony do realizacji. Dobry i profesjonalnie wykonany plan oparty na badaniach i analizach daje przy właściwym używaniu tego dokumentu przez służby architektoniczne duży stopień gwarancji dla prawidłowego rozwoju przestrzennego. Pozwala utemperować nieudolne lub zbyt "ambitne" zapędy projektanta i inwestora. Plan wyznacza również obiekty i strefy ochrony dziedzictwa kulturowego poddane opiece Służby Ochrony Zabytków. Współpraca służb architektonicznych i konserwatora zabytków ma zachować to co kulturowo cenne nie tylko przez działania zachowawcze ale również poprzez stosowne do historycznego otoczenia inwestowanie. Zabytkowe obiekty i układy urbanistyczne należy chronić a nową architekturą dodawać współczesną wartość wysokiej jakości z szacunkiem i właściwą relacją do otaczającej je zabudowy. W przypadku Żywca rzuca się w oczy brak koncepcji przestrzennej miasta oraz kontroli i wizjonerskiej inicjacji nad tworzeniem wartościowej architektonicznie struktury przestrzennej. W nielicznych przypadkach nowych lub remontowanych budynków można dostrzec dobrą lub choćby poprawną architekturę. Dominuje lekceważenie przeszłości, brzydota i nijakość.”
Czy istnieje złoty środek? W czym tkwi najpoważniejszy problem? Jak zaradzić tym zjawiskom? Czy wolno nam pozostać obojętnymi?